PL EN DE ES FR RU HR

Tomasz Sobania dobiegł z Częstochowy do Rzymu!

tomasz sobania

Tomasz Sobania dobiegł z Częstochowy do Rzymu!

Tomasz Sobania, 23-letni miłośnik biegania i podróży, w drodze z Częstochowy do Rzymu przebiegł 1500 km. Wyruszył 29 sierpnia z planem, że codziennie będzie pokonywał trasę maratonu – 42 km. W trakcie biegu wspierał 9-letnią Hanię, która walczy z guzem mózgu. Tomek nagłaśniał zbiórkę dla dziewczynki za pośrednictwem mediów społecznościowych. Jeżeli chcecie pomóc Hani, to skorzystajcie z linka: https://fundacjaiskierka.pl/podopieczni/hanna-zajac

Nogi z tytanu, serce ze złota

To nie pierwszy podobny wyczyn Tomasza. Pomimo młodego wieku ma doświadczenia, którymi mógłby obdzielić wiele starszych od siebie osób. Nie tylko biega, ale również pisze – ma na swoim koncie już 3 książki, w tym o jednym z poprzednich biegów: do Santiago de Compostela w 2018 roku. Wyprawa Szlakiem św. Jakuba stała pod znakiem zapytania, ponieważ Tomasz doznał kontuzji. Ostatecznie jednak wyruszył i pokonał 300 km. w 7 dni.

Młody biegacz dopiero się rozkręcał. Ledwo wrócił z Santiago de Compostela, a już zaczął planować kolejny bieg. Tym razem chciał pobiec przez Polskę, codziennie pokonując dystans maratonu. Udało mu się: w 18 dni dostał się z Zakopanego do Gdyni, przebiegając 756 km. Oba biegi – do Santiago de Compostela i maratonami przez Polskę – miały charakter charytatywny. W trakcie pierwszego pomógł zebrać 3000 złotych dla Laury cierpiącej na dziecięce porażenie mózgowe. Z kolei Bieg Maratonami przez Polskę przyniósł aż 30 000 złotych przeznaczonych na leczenie pani Dominiki chorej na nowotwór. Zbiórka odbywała się pod hasłem „Ja biegnę, Ty pomagasz”.

Bieganie, pisanie, działalność charytatywna – to wciąż nie wszystko, czym zajmuje się Tomasz Sobania. Jego pasją jest również wspinaczka. W 2019 roku zdobył najwyższy szczyt Austrii, Grossglockner (3798 m.n.p.m.). W planach ma wspinaczkę na wszystkie szczyty w Koronie Ziemi. Jeżeli mu się powiedzie, to zostanie najmłodszym Polakiem w historii, który ją zdobył. Nie ma wątpliwości, że Tomasz jest człowiekiem o wielu talentach i pasjach, które dodatkowo wykorzystuje, by pomagać innym.

Maratonami do Rzymu

Do Rzymu Tomasz wyruszył 29 sierpnia. Podobnie jak w biegu przez Polskę, codziennie pokonywał dystans maratonu. Początek wyprawy był deszczowy, mimo to humory i forma dopisywały. Po 3 dniach biegacz dotarł do granicy z Czechami. Przekroczenie granicy przyniosło zmianę pogody, nie zmieniło się natomiast tempo biegu Tomasza. Po kolejnych 4 dniach był już na Słowacji.

Problemy zaczęły się 22 dnia wyprawy. Tomasz się rozchorował i nie przebiegł maratonu w całości. Mimo tego tytanicznym wysiłkiem zdołał zrobić 26 kilometrów. Choroba spowodowała opóźnienie, ale biegacz się nie poddawał. „Rzym poczeka, a ja do niego tak czy inaczej dobiegnę”, napisał na Facebooku. Kolejnego dnia, wciąż osłabiony Tomasz, nie przebiegł ani kilometra. Jednak w prowadzonych relacjach cały czas emanował dobrym humorem, dobitnie pokazując, że wyprawy długodystansowe to nie tylko zmagania fizyczne, ale również mentalne. Silny charakter jest tak samo ważny, jak kondycja. Tomasz wykazał się jednym i drugim. Po dwóch dniach odpoczynku powoli ruszył: przeszedł 10 kilometrów, kolejnego dnia już 21,5. „Musimy zmienić nazwę Biegu na Nordic Walking do Rzymu”, żartował. Nie było to konieczne, ponieważ wkrótce niezniszczalny biegacz wrócił do zdrowia i zaczął pokonywać kolejne maratony.

Ostatniego dnia wyprawy, we wtorek 5 października, Tomek postanowił przebiec 80 km. Jak sam stwierdził, „plan jest nieco szalony”. Zależało mu jednak, aby zdążyć na audiencję u papieża Franciszka. Motywacji i sił wystarczyło, Tomasz dobiegł z Częstochowy do Rzymu. Pokonał kolosalną liczbę 1500 km w 38 dni.

Takie wydarzenie nie mogło obyć się bez sponsorów. Jednym z nich miał zaszczyt być producent nowoczesnego stymulatora wzrostu roślin FLORAHUMUS. Gratulujemy Tomkowi ogromnego sukcesu. Pamiętajmy również o głównej bohaterce maratonu: 9-letniej Hani. To dla niej biegł Tomasz, a chęć pomocy dziewczynce była ogromną motywacją.

fot. archiwum Tomasza Sobani